Cóż, jesteśmy dosyć specyficznym narodem. Przyleciał duży samolot? No to warto pokazać go w głównym wydaniu wiadomości. Zdarzył się cud i odwiedził nas prezydent mocarstwa? Kilka dni w mediach. Pojawił się na naszej ziemi nowy pociąg? Jest powód, by o tym rozmawiać i pisać. Wpisując się chcąc nie chcąc w ten trend, pozwolę sobie na kilka słów o... Pendolino. Właśnie zdarzyło mi się przejechać trasę Gdańsk - stolica i z powrotem, a co moje oczy widziały, spróbuję opisać.

Zapraszam do lektury!

Na wstępie od razu wyrażam, że kolei jako takich nie lubię. Są dla mnie smutną pozostałością po dawnych czasach, której nie udało się nijak zastąpić. Kolejarz to dla mnie osobnik oderwany od rzeczywistości, próbujący uprawiać swe hobby kosztem podatnika. Cóż z tego, skoro koleje były, są i pewnie jeszcze będą, niezależnie od moich osobistych opinii. Od czasu, gdy ceny biletów osiągnęły wartości absurdalne, a jakość pozostała na niezmienionym poziomie, korzystam, gdy muszę, a nie dlatego, że chcę.

Zresztą, cóż to są dzisiaj koleje? Zbiór spółek i spółeczek, wśród których wymienić należy państwowe Polskie Linie Kolejowe, właściciela infrastruktury, czyli mówiąc w skrócie torów, a prawidłowo torowisk wraz z infrastrukturą towarzyszącą. Zaraz za liniami wymienić warto Intercity, spółkę o jakże polskiej i zrozumiałej nazwie, która być może jeszcze w tym stuleciu się sprywatyzuje. To właśnie Intercity zafundowało sobie również i moim kosztem składy Pendolino, które pojechały po liniowych torach, stąd wymieniłem obie firmy w tym akapicie.

Z nieznanych przyczyn tzw. koleje nie rozwijają się w naszym kraju wg modelu czeskiego. Dla wyjaśnienia: w Czechach można dojechać pociągiem prawie wszędzie, czyli do prawie każdej (z wyjątkiem bodajże dwóch) miejscowości o 10 tys. mieszkańców. (Co prawda Czesi powoli też przechodzą na model 'polski', ale znacznie wolniej, niż my). Dlaczego im się to udaje? Bo dopasowali jakość infrastruktury, w tym bardzo drogich kolejowych systemów sterowania oraz jakość taboru do potrzeb linii kolejowej. Czyli jeżeli linia jest trzeciorzędna, to wystarczy trzeciorzędny (tańszy) tabor, a utrzymanie linii również powinno dać się załatwić bez wysokich kosztów. Na czym zatem polega model polski? Przede wszystkim nie ma różnych klas jakościowych w zakresie sterowania. W efekcie utrzymanie linii lokalnej kosztuje podobne pieniądze, co linii głównej. Po każdej z tych linii jeździ niemal ten sam, drogi tabor. Tu co prawda sytuacja zaczyna się zmieniać, ale nie wiadomo, czy przyjdzie nam doczekać efektów, bo linii, po których jeszcze opłaca się jeździć, jest coraz mniej. I to pomimo rosnących dopłat do pasażera. Ot taki paradoks, że przy malejących z roku na rok przewozach spółki Intercity dopłaty do pasażerów... rosną.

No nic, wsiadłem w Pendolino. Podczas zajmowania miejsc siedzących nie udało mi się wychwycić logiki numeracji kolejnych siedzeń, ale mniejsza o to. Na pokład nowiusieńkiego wagonu zabrałem ze sobą torbę podróżną, tę samą, którą zabieram do samolotów jako bagaż podręczny. Ma ona więc wymiary akceptowalne przez przewoźników lotniczych, którzy słyną z rygorów względem kubatury bagażu pasażera. Przecież wygoda podróżowania pociągiem polegała od zawsze na tym, że bagażu można było wziąć dużo i to dużego. Jakież jest więc moje zdziwienie, gdy nie udaje mi się upchnąć swej torby na przypominającej luk lotniczy półce nad siedzeniem...  I tak jest w 2/3 długości wagonu. Tylko środkowa 1/3 luków jest wyraźnie większa. Zrobiłem więc te parę kroków, by umieścić torbę tam, gdzie się dało. Uczciwie należy wspomnieć, że oprócz półek nad siedzeniami, w każdym wagonie znajduje się wydzielony stojak na bagaż ponadnadwymiarowy. Cóż jednak począć z takimi konserwatystami jak ja, którzy lubią swój bagaż mieć na oku, a do tego od czasu do czasu coś z niego wyjąć, lub do niego włożyć bez potrzeby przemierzania korytarza?

Wkrótce po ruszeniu ze stacji w głośnikach odezwał się przyjemny głos chyba kierownika pociągu, który mnie powitał na pokładzie. Ku miłemu zaskoczeniu po wygłoszeniu kilku okrągłych formułek w języku ojczystym głos przeszedł na język Szekspira i nie bez pewnego wysiłku postanowił powtórzyć niektóre informacje. Nareszcie, pomyślałem. Nareszcie nie będę się musiał wstydzić jadąc takim pociągiem z gośćmi z zagranicy. Może coś zrozumieją. Tak oto w dobrym humorze dojeżdżałem do stacji Malbork, gdy usłyszałem z tego samego głośnika: 'Proszę państwa, zbliżamy się do stacji Malbork. Pasażerom wysiadającym na tej stacji przypominam o zabraniu ze sobą bagażu osobistego i upewnieniu się, że nie pozostawili państwo swoich rzeczy w pociągu. Życzę przyjemnej dalszej części podróży. Zapraszamy do korzystania z usług Intercity. Do widzenia państwu'. Następnie dało się słyszeć westchnienie, czyli pan przełączył swój aparat mózgowo-rdzeniowy na język obcy, po czym zagaił: 'We're at Malbork. Thank you and good bye'. Juści.

Pomiędzy dwoma rzędami krzeseł, nad przejściem, w regularnej odległości kilku metrów od siebie, znajdują się niewielkie kolorowe monitory. Wyświetlane są na nich obrazy dziwnej treści. A to galopujący pośród śniegów rumak, a to wyskakujące z toni morskiej delfiny, a to skały Australii. I tak w kółko, coś z 15 obrazków powiązanych dla mnie tajemnym kodem. Z nieznanych przyczyn zostałem potraktowany jak bardzo niedouczony Słowianin, więc na obrazku z delfinami jest napis 'DELFINY' itd. Dziękuję. Pozytywizm, praca u podstaw, ważna rzecz w kraju naszym. Niestety znowu komuś tu zabrakło najwyraźniej wyobraźni, a może i nie stało techniki. Otóż jakiś dzień wcześniej zdarzyło mi się jechać pociągiem ekspresowym przez Austrię. Też mieli takie monitorki, nawet w mniej więcej tych samych miejscach. Też wyświetlali na nich w kółko te same treści. A były to: aktualna prędkość, poprzedni i następny przystanek, dla stacji węzłowych informacje o możliwych przesiadkach, mapa trasy ze zobrazowaniem aktualnej pozycji, aktualny czas, czas dotarcia do kolejnej stacji itp. itd. w dwóch językach. Czyli informacje potencjalnie przydatne podróżnemu. Aż tu nagle zadźwięczał dzwonek, a przez głośnik dał się słyszeć głos austriackiej obsługi pociągu. Ponieważ z językiem Goethego radzę sobie kiepsko, wychwyciłem zaledwie 'entschuldigung' i to aż dwa razy. W przedziale poruszenie: ktoś odłożył gazetę, ktoś wyjrzał zza fotela. Spojrzałem na najbliższy monitorek, a tam, o zgrozo, wielki czerwony napis: 'we are delayed', czyli: jesteśmy spóźnieni. Wstrzymuję oddech wypatrując dalszych wieści! Są, wyskakuje porównanie aktualnego czasu podróży z czasem rozkładowym. Różnica wynosi, uwaga uwaga, 2 minuty! I tak oto ta skaza na honorze załogi pociągu w postaci dwuminutowego opóźnienia utrzymywała się niemal do dworca głównego w Wiedniu, by w końcu jednak dać się zniwelować.

Miejsca dla pojedynczego pasażera w Pendolino jest wg mnie mało. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Fotele za to są jak dla mnie wygodne. Cóż z tego, gdy siedząc przy oknie nie da się swobodnie przejść do na ten przykład toalety  nie wypraszając z siedzenia współpasażera. Wagon restauracyjny też jest ciaśniutki, co w porównaniu ze starymi wagonami tego typu jest niejakim szokiem. Pozostaje konsumować na miejscu. Wystarczy zawezwać obsługę wagonu, a ta doniesie posiłek na miejsce. Można płacić kartą. Ceny nie wydały mi się wygórowane, a jedzenie w smaku więcej niż znośne.

Pomiędzy siedzeniami są gniazdka elektryczne, a w nich napięcie. Fajnie, ale dlaczego nie ma Internetu w powietrzu? Jeszcze nie ma. Miał co prawda być, ale 'nie dowieźli'. Zdarza się. Spółka Intercity postanowiła wyposażyć wszystkie ekspresy w tę zdobycz cywilizacji i tak też zrobiła. Doposażanie zbiegło się w czasie ze sporem pomiędzy dostawcą taboru Pendolino (Alstom) a Intercity. Ponieważ spółka wahała się, czy tabor odebrać, więc nie wyposażyła go w WiFi. Tak przynajmniej jest oficjalnie. Jak już wiemy spór ten już się zakończył, bo tabor Pendolino ostatecznie zaczął jeździć po naszych torach. Zdrowy rozsądek każe jednak zapytać: czy tabor nie powinien być w takie udogodnienia wyposażony fabrycznie? I czy to jest taki wielki techniczny problem, by wyposażyć tabor w takie udogodnienie w ciągu zaledwie kilku dni, by nie powiedzieć w ciągu jednego dnia?

Podczas każdego zatrzymania pociągu uszy me koi Chopin. Za każdym razem jest to ten sam utwór, jakby chłopak nic innego nie stworzył lub inne nagrania pochłonęła nicość. Za każdym też razem leci umoralniająca przypominajka, że oto w trosce o najwyższy poziom usług należy sobie na ten pociąg kupić bilet przed tym, zanim się do niego wsiądzie, bo inaczej zostanie naliczona dodatkowa opłata coś 650 pln. Pozostaje się domyślać, że pasażer bez miejsca siedzącego znacząco obniża jakość podróży innym pasażerom. Zatem wstaję i przechadzam się po składzie by sprawdzić, ilu pasażerów podróżuje wraz ze mną. Na oko coś połowa miejsc jest zajęta. Ale jak to ze słowiańską połową bywa, jest ona nierówna. Bo oto z nieznanych przyczyn 'system' (słowo klucz w słowiańszczyźnie) sprzedaje bilety nierównomiernie. W dwóch wagonach upycha pasażerów jednego obok drugiego, a w dwóch pozostałych miejsca jest do woli. Reminiscencja z przeszłości każe mi sobie przypomnieć siebie pragnącego powrotu do Trójmiasta ze stolicy w niejedno piątkowe popołudnie. W przeszłości wpadałem nieraz na dworzec w ostatniej chwili, wsiadałem do pierwszego napotkanego wagonu słysząc upragnione '... do Gdyni Głównej Osobowej...' nie bacząc na brak biletu, który uprzejmie jak się okazuje mi sprzedawano. Bo czasy uprzejmej sprzedaży biletu zajęła wspomniana najwyższa jakość: p jak... premium. Ot, postęp taki.

A propos słuchu. Nie rozumiem czemu niektóre informacje, jak wspomniane moralniaki tudzież dźwięki klawikordu w takt Chopina słyszalne są czysto i wyraźnie, ale już wypowiedzi kierownika pociągu słychać z najwyższym trudem, by nie powiedzieć, że ich w ogóle nie słychać. Niedoróba zwyczajna. Przecież jednak osobnik się stara, z paszczy informacje wypuszcza, da się głośniej, co oczywiste. Może brakuje mu sprzężenia, nie wie, że go nie słychać? Bez sensu kompletnie. Sam zaś tabor cichuteńki, przyjemnie sunie niemal bez bujania.

Dojechałem do celu. Po naciśnięciu guzika drzwi się w końcu otworzyły. Wysiadłem i wystarczy mi na razie. Koleje drogie, krok w dobrą stronę, ale wypada nadal szukać jakości. Pokornie i sprawnie. Czego i sobie życzę.

Komentarze   
-1 # Marta 2015-02-10 11:15
Bardzo ciekawy wpis.
Co do możliwości sprzedaży biletów w pociągu: chodzi o to, że w tego typu pociągach każdy pasażer musi mieć miejsce siedzące. Jeśli osoba wpadnie do pierwszego lepszego wagonu, w którym akurat nie ma konduktora lub obsługi i dopiero po odjeździe odnajdzie taką osobę w celu zakupu biletu i dodatkowo okaże się, że wszystkie miejsca są wykupione (wiem, w Pendolino jeszcze takiego wydarzenia nie było, ale nigdy nie wiadomo kiedy się to zdarzy), to co wtedy? Pasażer stać nie może, usiąść nie ma gdzie, a następna stacja na przykład dopiero 200km od miejsca, w którym wsiadł.
0 # Marcin 2015-04-18 19:18
Jechałem pociągiem pierwszej klasy z Kairu do Asuanu w 1986. Prędkość żadna, ale za to ta obsługa i czystość. Stawiasz bagaże na peronie pociąg podjeżdża i jest obsługa, która pokazuje przedział i obsługa wnosząca bagaż. Jest śniadanie w cenie biletu, jest prasa i obsługa, która informuje o opóźnieniu przez megafon w dwóch językach, nienagannie. Wystrój i standard spania nieporównywalny z naszym, bomba. Na każdej stacji jest obsługa bagażowa, pracownicy chodzą po składzie, proponują napoje i przekąski. Widać też pociągi klas niższych, kompletnie "bydlęcych", ale 1 klasa to jest serio pierwsza.
A rok był 1986, w Egipcie.
0 # Enerdom 2015-11-09 22:43
Cóż,szukalem info dlaczego szablon "zawiesza" się na ładowaniu przykładowych danych a "zmarnowałem" ponad godzinę na czytaniu i oglądaniu rzeczy niekoniecznie związanych z Joomla :-) Upraszam zatem Autora o rozdzielenie spraw zawodowych od prywatnych (najlepiej na osobnych stronach)ażeby ludzie o "slabej dyscyplinie" nie zbaczali ze ścieżki kariery i nie trwonili czasu na powyższe "wynurzenia".
Niestety moja humanistyczna natura wzięla górę...ale nie żaluję.PZDR.

Komentowanie za pomocą rozszerzenia JComments zostało wyłączone. Zapraszam do dodawania komentarzy za pomocą aplikacji Disqus.