- Szczegóły
- mslonik
- Odsłony: 7131
Czar sierpniowego popołudnia. Jadąc drogą wijącą się wśód wilgotnych łąk napotkałem skupisko sadźca konopiastego (Eupatorium Cannabinum). Na jego kwiatach licznie przysiadały motyle. Że akurat ten fragment łąki znajdował się w pełnym słońcu, a ja miałem przy sobie aparat, postanowiłem spóźnić się na obiad 'jeszcze te pół godziny' i spróbować uchwycić czar chwili i miejsca, którym tym razem były liczne motyle.
Zapraszam do lektury!
Add a comment
- Szczegóły
- mslonik
- Odsłony: 7044
Ostatnia wyprawa rowerowa w tym roku. Tym razem nad Jezioro Wielkie Olszanowskie. A zdjęć niewiele, bo żal był się zatrzymać...
Add a comment
- Szczegóły
- mslonik
- Odsłony: 11062
Dzwoni Anka, że jest chwila i będzie po mnie samochodem, jeżeli mam ochotę. No jasne! Łaps za buty, kurtka, aparat fotograficzny i jestem gotowy.
Spacer niedzielny w poszukiwaniu spokoju, kolorów jesieni oraz oliwskich jedlicy (Pseudotsuga Carriere). Te ostatnie udało się znaleźć niby przypadkiem. Wziąłem gałązkę na pamiątkę i postawiłem po powrocie na stole w kuchni, przez co goście się śmiali, że już choinkę rozstawiłem. Jedlica nie pachnie zbyt intensywnie, za to barwę igieł ma niepowtarzalną.
Add a comment
- Szczegóły
- mslonik
- Odsłony: 7213
Rzadko, bardzo rzadko bywa tak, że jadąc samochodem dotrzegę krajobraz, człowiek czy zwierzę i muszę się zatrzymać, by zrobić zdjęcie. Tak było i tej słonecznej niedzieli. Jechałem w pobliżu granicy Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego, między Kaliszem a Wyrównem (54.064194 N,17.808539 E), przy drodze 236. I nagle po lewej stronie otworzyła się dolina schodząca od drogi aż do krawędzi jeziora. Wokoło kilka drzew już się zapaliło barwami jesieni. Wyskoczyłem w samym swetrze, ale cofnąłem się po kurtkę, po tym, jak dostałem po nerach wiatrem. To jednak październik. Czemu, czemu w takich chwilach nie mam przy sobie Ciebie?
Add a comment- Szczegóły
- mslonik
- Odsłony: 7639
Ciężką mieliśmy zimę roku 2010. Zaczęła się bardzo niepozornie, bez wielkiego mrozu i bez opadów śniegu. Pamiętam, że co niektórzy w gazetach wieszczyli, że prawdziwej zimy już nie będzie. I tak aż prawie do samych świąt. Chyba dwa dni przed wigilią zaczął pbadać śnieg. A jak już zaczął padać, tak też zaległ na długie miesiące, bo zima skończyła się na początku kwietnia.
Uczciwie muszę przyznać, że choć było momentami poniżej dwudziestu kresek i chociaż okres, gdy w sposób ciągły temperatura była poniżej zera przez długie tygodnie, to nie była to najcięższa zima z tych, które pamiętam. Wiem to m.in. dzięki zdjęciom, które zrobiłem w ujściu Wisły. Tego roku ujście nie zamarzło. Wisła toczyła co prawda nieprzerwanie nieprawdopodobne ilości kry, ale się nie zatrzymała. A przecież pamiętam, że pewnej zimy już stanęła.
Zima to idealny moment, by dostrzec, jak piękna potrafi być zima. Gdy zmienia wodę na granicy ziemi i wody w góry, gdy piętrzy lód, tworząc momentami księżycowy krajobraz.
Miejsce, gdzie wody Wisły łączą się z wodami Bałtyku, prawie nigdy nie zamarza. Zwane jest Mewią Łachą. Czasami staje się sporej rozmiaru wyspą, na której wypoczywają foki, czasami niemal całkowicie znika pod gwałtownie przewalającą się w obu kierunkach wodą. Zimą staje się przystankiem dla wielu gatunków ptaków, w tym dla moich ulubionych zimowych gości, czyli bielików.
W 2010 głód zapanował wielki wśród ptasiej braci. Dość powiedzieć, że w zwykłych latach udawało mi się zobaczyć w ujściu pojedyncze ptaki i to po paru godzinach intensywnego wpatrywania się w otaczającą biel. Tym razem ledwie dotarłem do samego ujścia, a już na horyzoncie widziałem zbliżające i oddalające się ptaki, a w pewnym momencie dnia w jednym kadrze miałem jednocześnie chyba z 5 młodych ptaków. Najwyraźniej głód spowodował, że przeprosiły się z hałasem i wpływem człowieka na to miejsce, bo cierpliwie wypatrywały zdobyczy pomimo hałasu quadów rozbijających zimową ciszę na drugim, Mikoszewskim brzegu.
Po raz pierwszy w życiu dane mi było znaleźć wypluwki bielików. Pojedynczo, lub po kilka w jednym miejscu. Widome ślady działalności dużych drapieżników. Małe ptaszki, niestrawione pórka. Przymarznięte do lodu w bardziej eksponowanych miejscach. Jak wiele dużych drapieżników, bielik nie ryzykuje, że kości i inne niestrawialne szczątki ofiar rozprują mu wnętrzności i wyrzuca je z siebie, cofając do przełyku i wypluwając, skąd nazwa.
Niestety żaden bielik nie zbliżył się tym razem do mnie na tyle, by dane mi było zrobić mu wyraźne, ostre zdjęcie. Pozostały szare plamy gdzieś na tle horyzontu. A jednak zawsze spotkanie z tym ptakiem robi na mnie ogromne wrażenie.
Łażąc po lodzie znajduję jeszcze w miarę świeżą oskubę, podejrzewam że jakiejś kaczki. Pasuje do śnieżnego, surowego krajobrazu, tworząc swoistą grozę ostatniego kawałka lądu opanowanego przez ostatnich skrzydlatych mieszkańców.
Na zakończenie proponuję obejrzenie krótkiego filmu nakręconego 'z ręki'. Moją intencją było pokazanie potęgi zimowej przyrody, majestatu płynącej kry. Nie do zatrzymania. Po horyzont. Tylko kra. Nie wiem, jaka była temperatura otoczenia, ale zdecydowanie poniżej zera. Bezchmurne niebo i kra. Tylko kra...
galeria Liczba artykułów: 49
Strona 4 z 5